Prolog
7-8 września 2012.
Przejechany dystans: 28km.
Przewyższenia +150m, -900m
Zbliża się 22.30, zapakowałem karton z rowerem i plecak do taksówki stojącej pod klatką.
Wsiadając zerknąłem jeszcze w górę na okno, gdzie żona odprowadzała mnie wzrokiem. Pomachałem i ruszyliśmy. Buen camino!
Czekam na autokar, który spóźnia się nieco, trzęsie mnie z zimna, bo ubrań ciepłych nie mam za wiele. Puściłem pierwszy log mojego GPS`a. Autokar ruszył w kierunku Warszawy. Byłem trochę senny, bo nie poświęciłem wcześniej na sen tyle ile powinienem. Pomimo tego ciężko mi było zdrzemnąć się na dłużej. Przespałem ok godziny z trzech spędzonych w autokarze.
Patrzyłem przez okno, autobus delikatnie bujał na nierównej drodze.
Przesiadka na shuttle bus do Modlina przebiegła bardzo sprawnie. Udało mi się załapać na wcześniejszy kurs i na lotnisku miałem całkowity spokój czasowy.
Warszawa Down Town by Night. Czekając na Modlin Airport shuttle bus. |
Rower grzecznie czeka na pana ze Straży Granicznej na sprawdzenie zawartości . R entgen na maszynie do dużych ładunków. |
Sprawdzanie kart pokładowych trwało całkiem długo. Dobrze, że nie śpieszyłem się, bo bym czekał na całą resztę pasażerów na zewnątrz terminalu, gdzie wiało i gwizdało, że aż miło. Pomyślałem o odlotach z Modlina zimą - aż mnie ciary przeszły. Dopiero po odprawie kompletu ruszyliśmy do samolotu pod eskortą ochrony lotniskowej (czarny kombinezon, czarne glany, czarna kamizelka taktyczna). Świetny wizerunek dla portu :/
W samolocie z miejscem na nogi było jeszcze gorzej. Pomimo niewielkiego wzrostu miałem spore problemy ze znalezieniem wygodnej pozycji. Spałem może 45 min.
Po wylądowaniu w Barcelonie długo czekałem na mój rower. Moje opanowanie zostało wystawione na sporą próbę. Po blisko 30 min oczekiwania i wizycie w punkcie informacyjnym rower pojawił się w końcu na taśmie.
Następnym punktem programu był odbiór samochodu. Lotnisko jest mi znane, bo lądowałem na El Prat już 4 razy i ten etap też miałem przećwiczony. Nie denerwowałem się więc tak jak niektórzy, bo kolejka poruszała się bardzo powoli. Odstałem swoje 40 min, zapakowałem karton z rowerem do samochodu i wróciłem do terminalu na śniadanie i pierwszą cafe con leche.
Słońce grzało już nieźle. Zgodnie z prośbą Albergue w Saint Jean Pied de Port zadzwoniłem w dniu przyjazdu, aby potwierdzić moje przybycie pomiędzy 20 a 21.00. Nikt nie odbierał telefonu, więc nagrałem się na automatyczną sekretarkę (błąd!). Na finał tej anegdoty musicie jednak poczekać do końca dania, tak jak ja czekałem :)
Jechało się świetnie, znałem całkiem dobrze drogi w okolicach lotniska. Do Pamplony miałem prawie 500km. Wybrałem bezpłatną drogę ekspresową, która omija autostradę.
Dzięki temu podróż była nieco tańsza, a miałem okazję zobaczyć Aragon. Droga w ⅔ przebiegała wspomnianą ekspresówką, później jako droga krajowa prowadziła coraz wyżej i bliżej Pirenejów. Widoki przepiękne.
Droga N240 |
Przedziwne kolory. Laguna w górach. Embalse de Yesa |
Kraina Aragon. Władca Pierścieni nasuwał się sam. |
Punktualnie o 18.00 pod hotelem pojawił się umówiony taksówkarz i zabrał mnie do Roncenvalles. Podróż trwała ok 90 minut. Kierowca miał ok 25 lat i z angielskim słabo, więc rozmowa delikatnie mówiąc nie kleiła się za bardzo, ale próbowaliśmy :) Też zaliczył Camino na rowerze. Jechał szosą, siedem dni. Spał w pod płachtą namiotową i kąpał się w strumieniach.
Roncesvalles przywitał mnie ciepłym wieczornym światłem i rachunkiem za taxi 98e! (byłem na to przygotowany, ale mimo wszystko bolało).
Roncesvalles przywitał mnie ciepłym wieczornym światłem i rachunkiem za taxi 98e! (byłem na to przygotowany, ale mimo wszystko bolało).
Całkiem tłoczno i gwarno. Sporo turystów podróżujących autokarami. Przy stolikach w restauracji pielgrzymi wygrzewający się na słońcu, pochłonięci rozmową, lub studiowaniem przewodnika przy piwie i winie.
Roncesvalles. Zdjęcie wykonałem następnego dnia. Na pierwszym planie restauracja La Posada, o której więcej pod koniec relacji z kolejnego etapu. |
Rozpakowanie i skręcenie roweru zajęło mi trochę czasu. Napompowanie dwóch kół (jeśli przewozimy rower samolotem, powietrze musi być spuszczone, bo rozsadzi opony podczas lotu) było nie lada wyzwaniem mini pompką. Powinienem był to zrobić gdzieś na stacji benzynowej w drodze do Pamplony. Robiło się już późno, na pewno miałem za mało powietrza, ale wystarczy na zjazd asfaltem do SJPdP. Rower skręcałem na śmietniku na tyłach restauracji La Postrada.
Zjazd blisko 900 m w dół po serpentynach. W sumie prawie 28 km zajął mi ponad godzinę. Jechałem już po ocienionej, francuskiej stronie Pierenejów, ale powietrze było ciepłe. Miałem lekkiego stresa, bo robiło się już późno. Na prostych prędkość dochodziła do 50km/h i więcej nie pozwalałem. W zakrętach znacznie wolniej. Zjeżdżałem całkiem sprawnie, kilka samochodów nie było mnie w stanie dogodzić i dopiero na sporym wypłaszczeniu pod koniec minęli mnie pozdrawiając klaksonem.
Zjazd blisko 900 m w dół po serpentynach. W sumie prawie 28 km zajął mi ponad godzinę. Jechałem już po ocienionej, francuskiej stronie Pierenejów, ale powietrze było ciepłe. Miałem lekkiego stresa, bo robiło się już późno. Na prostych prędkość dochodziła do 50km/h i więcej nie pozwalałem. W zakrętach znacznie wolniej. Zjeżdżałem całkiem sprawnie, kilka samochodów nie było mnie w stanie dogodzić i dopiero na sporym wypłaszczeniu pod koniec minęli mnie pozdrawiając klaksonem.
Pierwsze wrażenia z Francji? No cóż, wieś, więc zapachy swojskie, o uśmiechu trzeba było zapomnieć, bo komarów i wszelkiej innej maści latających owadów było mnóstwo. Jeszcze nie koniec jazdy, więc na białko było jeszcze za wcześnie :). Spokojna okolica, piękne górskie domki i widoki.
Do SJPdP wjechałem już przy zapalonych latarniach. Gwar, pełne przytulne restauracje. Średniowieczne miasto nocą z mega klimatem.
Bez problemu znalazłem główną uliczkę miasteczka, gdzie miałem zarezerwowany nocleg w Gîte ULTREIA. Na miejscu okazało się, że nikt nie odsłuchał mojej wiadomości i rezerwacja została anulowana... Pani było strasznie głupio. Byłem padnięty. Wyglądałem jakbym był w podróży 24 godziny, bo tyle byłem. Dostałem na kartce adres, gdzie czeka na mnie miejsce. Chyba nikt nie wziął poważnie mojej rezerwacji zrobionej siedem miesięcy wcześniej :). Pomyliłem się w planowaniu o 30 min...
Właścicielka oczekiwała na moje przybycie, wiec nie musiałem się tłumaczyć. Zakupiłem Credential, dostałem pierwszą pieczątkę i przydział na górze piętrowego łóżka. Zawsze podczas Camino dostawałem górną pryczę) i bardzo się z tego cieszyłem. Miałem więcej prywatności i spokoju rano, kiedy to piesi pielgrzymi wstawali często już po 5 rano :)
Każdy miał do dyspozycji zamykaną, sporych rozmiarów szafkę obok łóżka. Wnętrza w naturalnych materiałach. Stary dom, ale pokoje i łazienka wyglądają na nowe. Drażniła tylko czujka światła pod prysznicem, która była poza kabiną, więc większość czasu mokłem w ciemnościach.
Każdy miał do dyspozycji zamykaną, sporych rozmiarów szafkę obok łóżka. Wnętrza w naturalnych materiałach. Stary dom, ale pokoje i łazienka wyglądają na nowe. Drażniła tylko czujka światła pod prysznicem, która była poza kabiną, więc większość czasu mokłem w ciemnościach.
W pokoju było 6 miejsc. Pode mną zameldował się sympatyczny Hiszpan, ok 50 lat, jutro też zaczynał swoje rowerowe Camino. Z wyglądu przypominał mi mojego ojca. Próbowaliśmy trochę porozmawiać hiszpańsko-angielsko-niewerbalnym językiem. Podzieliliśmy się swoimi planami na jutro i trochę się poznaliśmy. Juan (wszystkie imiona z tej wyprawy będą zmienione lub wymyślone) był wyposażony w komplet sakw na tył, przód i na kierownicę. Pokazałem mu swój 4,5kg plecak lekko zaczął się zastanawiać, czy aby na pewno wszystko co ze sobą planuje zabrać jest mu potrzebne :)
Sala nie była koedukacyjna. Resztę łóżek zajęli Francuzi w różnym wieku. Oprócz powitań nie rozmawialiśmy więcej. Może bariera językowa, zmęczenie... Znali się i planowali wspólne Camino już od pierwszego dnia.
Kolację zjadłem w ogólnie dostępnej jadalni z dużym stołem z tego co kupiłem w Pamplonie (planowanie górą!) Spędziłem jeszcze chwilę na wewnętrznym patio chłonąc atmosferę tego miejsca.
Przed zaśnięciem analizowałem miniony dzień i byłem bardzo zadowolony, że plan zadziałał w 100%. Tylko za ambitny i mocno mnie zmęczył... Miałem świadomość, że Camino, nie zaczyna się jutro, ale mam za sobą pierwszy, trudny etap.
Patio z widokiem na średniowieczne mury miasta. Zdjęcie z następnego dnia. Obok mojego roweru maszyna Juana (czytaj dalej) |
Informacje Praktyczne:
Planowanie, planowanie, planowanie. Zwłaszcza, jak w ciągu 24 godzin zamierzacie podróżować dwiema taksówkami, dwoma autobusami, samolotem, wynajętym samochodem i rowerem.
Jeśli jedziemy taksówką na dworzec lub lotnisko warto zamówić taką o odpowiednich gabarytach, aby nie było problemów z zapakowaniem kartonu. Zazwyczaj korporacje mają taką możliwość podstawienia kombi lub taxi do przewozu 7 osób. Warto zadzwonić kilka dni wcześniej i upewnić się czy będzie taka możliwość.
Jeśli jedziemy taksówką na dworzec lub lotnisko warto zamówić taką o odpowiednich gabarytach, aby nie było problemów z zapakowaniem kartonu. Zazwyczaj korporacje mają taką możliwość podstawienia kombi lub taxi do przewozu 7 osób. Warto zadzwonić kilka dni wcześniej i upewnić się czy będzie taka możliwość.
Byłem przygotowany, że będę musiał zostawić przy kontroli lotniskowej cały prowiant. Okazało się, że bez problemu wniosłem na pokład samolotu batony, migdały i fiolki z Gutarem, który działa 5 razy lepiej niż jakikolwiek napój energetyczny i dodaje koncentracji i sił podczas długiej podróży. Trzyma od 4 do 6 godzin. Działa na prawdę. Limit jeden na dzień, więc warto przemyśleć kiedy go łykniemy. Ja swój wziąłem na ostatnie 2 godziny jazdy samochodem i gdyby nie to... moja jazda mogła by być niebezpieczna.
Skromne lotniskowe śniadanie na El Prat to wydatek rzędu 5-7 euro.
Samochód po raz kolejny wynająłem w Europcar i pomimo długiej kolejki warto. Tylko przy Herz nie było kolejek, ale tam ceny są znacznie wyższe. Parking Europcar`a jest na przeciwko terminalu, samochody są nowe i dobrze wyposażone. Niektóre wypożyczalnie oferują trochę tańsze ceny, ale samochód trzeba odebrać z odległego parkingu, na który dowożą bezpłatnym busem. Dojazd zajmuje i nie jest to przysłowiowe 5 minut. Taszcząc karton z rowerem ta opcja nie wchodziła w grę.
Przy oddaniu samochodu zazwyczaj powinien on być zatankowany do pełna (tak jak go wypożyczaliśmy), więc warto wcześniej zastanowić się gdzie będziemy tankować.
Bardzo pomocne w planowaniu jest Google Earth. Znając lokacje, w których będziemy, możemy zebrać trochę danych. Gdzie jest sklep, stacja benzynowa itd. Oszczędzimy czas na poszukiwania. Będąc już na miejcu działamy jak automat realizując plan mniej więcej wg agendy.
Podróżując po Hiszpanii samochodem śmiało można poszukać opcji omijającej płatne drogi. Sieć szybkich ekspresówek jest spora, drogi krajowe i lokalne w większości przypadków nie są tak obciążone jak u nas.
Inny wariant dotarcia z Barcelony do Pamplony z rowerem to autobus odjeżdżający codziennie ok 15 (może się zmienić) z Estació del Nord. Plusem takiego rozwiązania jest niższa cena, ale tracimy w sumie jeden dzień i zarywamy kolejną noc, bo autokar jedzie 10h i w Pamplonie jesteśmy w środku nocy. Czekając do rana na autobus do Roncevalles możemy nie upilnować swojego bagażu... Jeśli jest niedziela to plan się wali, bo w niedzielę autobus do Roncevalles nie kursuje, a taxi jedzie na odpowiednio wyższej taryfie.
Idealna byłaby podóż pociagiem. Pomiedzy BCN i PMP śmiga super szybki pociag (podróż ok 4h), jednak jest jeden haczyk - na pokład takiego pociągu nie możemy zabrać roweru, nawet w kartonie!. Lokalny transport torami też się nie sprawdza. Połączeń jest bardzo mało, dodatkowo z przesiadką w Zaragoza.
Wydatki: 33e:
Koszty transportu: 445 zł + 243e
- śniadanie na lotnisku: kanapka + kawa 6e
- butelka wody z automatu 2e
- zakupy w Eroski 5e
- nocleg w SJPdP ze śniadaniem 18e
- credential 2e
Taksówka na dworzec: 15 zł
Autokar Białystok-Warszawa 30 zł
Modlinbus 45 zł
Przelot WAW-BCN 220 zł (w jedną stronę)
Przewóz roweru 135 zł
Wynajem samochodu: 100 e (zwrotna kaucja 100e) - konieczna karta kredytowa
Paliwo: 45 e
Taxi Pamplona - Roncesvalles 98 e